Każdy może zagrać o koronę. Ale czy się odważy?
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Znów porumieniałem, zawstydzony od komplementów.
- Oj tam... twój Smok wpadłby na to raz dwa - zauważyłem. - To w końcu Wielki Mag... A to zdecydowanie nie byle gratka... - zauważyłem, wiążąc rzemyk na gałązce ususzonej truskawki.
Offline
Uśmiechnęłam się rozmarzona.
- Tak... Nie byle gratka... - przyznałam cicho. - Ale Wielki Mag ma niezwykle wiele obowiązkowych i choć był ze mną... nie chciałam go też zajmować moimi problemami...
Nie bój się tego, co nowe - chociaż ci miły spokój.
***
Offline
Westchnąłem, podchodząc do Amet z pobłażliwym spojrzeniem.
- Skoro to twój Smok, to chyba tylko czeka na to by pomóc swojej Amethis, prawda? - zauważyłem nakładając jej rzemyk na szyję. Gałązka momentalnie zazieleniła się i zaczęła rozkwitać. Widać było, że nosi w sobie naprawdę potężne dziecko.
Offline
- Może... nie wiem... - wymieszałam. Naprawdę niewiedziałam. Rozumiałam, że Fortis mnie kocha, czułam to. Sama nie umiałabym bez niego żyć, jednak... bałam się, że jeśli będę od niego zbyt wiele wymagać to w końcu, czy mnie kocha czy nie, rozgniewa się na tyle... że odejdzie. Nie... pewnie dramatyzowałam, ale naprawdę zbyt bardzo się bałam utraty ukochanego.
- Dziękuję Quu - uśmiechnęłam się do kuzyna. - Czuję lekką ulgę jeśli chodzi o moją głowę - dodałam, odganiając ponure myśli.
Nie bój się tego, co nowe - chociaż ci miły spokój.
***
Offline
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że jakoś mogłem pomóc - odparłem i zebrałem swoje pergaminy ze stolika. - Powinienem wracać do lecznicy. A Ty odpocznij Amet. Ostatenie czego chcemy to przemęczanie ciężarnej - zaleciłem. - Jutro odwiedzisz Radę, jasne?
Offline
- Jak słońce - odparłam z uśmiechem. - Leć już, doktorze. Pewnie Cię potrzebują - zauważyłam rozbawiona.
Nie bój się tego, co nowe - chociaż ci miły spokój.
***
Offline
Uśmiechnąłem się krzywo. Gdyby wiedziała...
- Zajrzę jeszcze niedługo! - zapewiłem i opuściłem domek, by udać sie w stronę lecznocy.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2